Jeśli natknąłeś się kiedyś na film sprzedawany za 4zł w jednym ze znanych supermarketów i już po pierwszym spojrzeniu na okładkę wiesz, czym on będzie smakował, masz tylko jeden powód, aby go kupić. Może okaże się dobrą komedią.
Tak właśnie było z moim zakupem omawianej superprodukcji. "Jasnowłose Dziecko", bo tak brzmi jego polska nazwa (swoją drogą, jedno z niewielu dobrych tłumaczeń tytułu filmu) ma faktycznie kilka momentów, które są śmieszne z powodu swej tandetności. Czy warto go jednak obejrzeć, dla kilku głupawych scen?
Wysokie wyjście z progu. |
- że owe złe małżeństwo straciło kiedyś dziecko, przez co bardzo cierpią.
- że owe złe małżeństwo postanowiło zawrzeć pakt z czymś bardzo złym, aby przywrócić dziecko do życia. Tara jest ostatnią z 12 dzieciaków, które mają być złożone w ofierze.
- że Johny jest tak naprawdę potomkiem tych złych.
- że kolor ścian w rezydencji przed przemalowaniem miał kolor dojrzałego wina.
Później widzów czeka szok. Okazuje się, że Johny co jakiś czas zmienia się w tytułowego "blond bękarta". Jak sam tytuł mówi, jest on... Łysy (później okaże się, że normalna postać John'ego ma blond włosy). Tutaj jednak muszę pochwalić film, za dość ciekawe przedstawienie potworka. Ma on ciekawy wygląd i wyjątkowo upiorny sposób poruszania, który został tak zaprojektowany, że wszystkie sceny z dzieciakiem są zachowane w stylistyce poklatkowej animacji. Daje to ciekawy i trochę przerażający efekt. Widzimy więc Tarę chowającą się przed upiorem. Później ponownie zmienia się on w rudego dzieciaka (nie mogę się zdecydować, które wcielenie jest gorsze...) i pokazuje dziewczynie książkę o tematyce okultyzmu. Ta "coś zaczyna łapać" po czym... Zostaje zabita, gdy Johny ponownie przemienia się w monstrum. Dzięki temu dzieje się cud - zmienia mu się kolor włosów! A, no i odzyskuje mowę, ale mniejsza o to. Już nie jest Rudy!
To chyba miał być mózg i gałka oczna... |
Nie muszę chyba specjalnie udowadniać, czemu ten film jest zły. Ma on w sobie tyle cech, przez które horrory są postrzegane za najgorszą kategorię filmów, że trudno było by je wszystkie zliczyć. Wszystko w tym filmie, poza postacią monstrualnego tworu zostało spartaczone. I to tak bardzo, że było chyba 10 momentów, na których śmiałem się do rozpuku. Polecam ten film do oglądania ze znajomymi, gdyż daje dużą dawkę śmiechu. Jeśli chcieliście mieć jednak horror, odsyłam was do innych, bardziej ambitnych filmów. Albo do zdjęć posłanki (?) Anny Grodzkiej. Co ciekawe, film nie jest pełnometrażowy. Na szczęście trwa tylko godzinę i należy do cyklu "Masters of Horror". Mam dziwne wrażenie, że inne produkcje z tego cyklu będą trzymały podobny poziom...
A moim zdaniem był ok. Znaczy no ok, to nie jest horror na wysokim poziomie, ale przynajmniej nie był nudny (a niestety wiele tych "na wysokim poziomie" jest), przyjemnie się oglądało no i potworek faktycznie spoko.
OdpowiedzUsuń